Zaznacz stronę

Bieganie to sport a więc w oczywisty sposób jak w każdym sporcie naturalna powinna być walka o zwycięstwo. W końcu gdy pada tradycyjne pytanie o to, które miejsce zajęliśmy to czasami trudno jest komuś zrozumieć jak możemy się cieszyć z faktu, że byliśmy na miejscu trzy tysiące którymś tam. Przecież oznacza to, że ponad trzy tysiące ludzi pobiegło szybciej od nas a więc czy naprawdę jest się z czego cieszyć?

Prawdą jest, że trudno będzie zrozumieć specyfikę biegania komuś kto nigdy nie biegał i nie przekonał się na własnej skórze czym tak naprawdę jest bieganie. Dla kogoś kto już na dobre wsiąkł w biegowy świat to jest to zdecydowanie coś więcej niż tylko sport. Popatrzmy na to od zupełnych podstaw gdyż co by nie mówić to trudno byłoby zaprzeczyć temu, że bieganie jest sportem. Tak jak już na wstępie zauważyłem sport kojarzy się przede wszystkim z współzawodnictwem i walką o zwycięstwo. Można patrzeć na to zero-jedynkowo a więc mamy wygranych a skoro ktoś wygrywa to ktoś musi przegrać.

Medale biegacza – jaką rolę odgrywają w jego życiu?

Czy jednak bieganie możemy na pewno postrzegać dokładnie tak samo jak inne dyscypliny sportu? To co powinno nam niewątpliwie dać do myślenia to medale, które w przypadku biegów możemy otrzymywać nawet jeśli dobiegniemy na ostatnim miejscu ale zmieścimy się w określonym limicie czasu. Faktem jest, że dla najlepszych czekają dodatkowe trofea takie jak choćby pamiątkowe puchary. Jednak dla ogromnej grupy osób taki pamiątkowy medal jest już sam w sobie czymś wyjątkowym.

Ktoś mógłby pomyśleć, że co w tym wyjątkowego skoro takie same medale otrzymują setki jeśli nie tysiące innych osób kończących dany bieg. Warto w tym momencie zadać sobie pytanie czy aby na pewno na każdym kroku powinniśmy nieustannie patrzeć na innych? Czy na każdym kroku musimy się porównywać i fakt, że pobiegliśmy wolniej od dziesiątek innych biegaczy oznacza naszą porażkę? Czy na medale i wyróżnienia zasługują faktycznie tylko Ci najlepsi?

Popatrzmy na siebie samych, przypomnijmy sobie ile energii włożyliśmy w to aby ukończyć bieg. Wróćmy pamięcią do tych wszystkich chwil zwątpienia, które mogliśmy mieć na trasie gdy zmęczenie, ból czy nawet pogoda skłaniały nas do tego aby zejść z trasy. My jednak się nie poddaliśmy i pomimo przeciwności dobiegliśmy do mety. Czy w takim wypadku już sami dla siebie nie jesteśmy zwycięzcami? Medale to dla biegacza nagroda z cały wysiłek jaki włożył w to aby znaleźć się na mecie i wygrać ze swoimi słabościami. To jednak ukoronowanie nie tylko samego biegu ale też tych wszystkich tygodni przygotowań i treningów, w przypadku których naprawdę krew, pot i łzy niejednokrotnie były na porządku dziennym.

Medal biegacza za walkę z samym sobą

Każdy biegacz zaczynając przygodę z tym sportem pisze od podstaw swoją historię, w której mogą być zarówno piękne chwile jak i momenty zwątpienia. Jednak tak czy inaczej na każdym kroku walczy o to aby każdego dnia stawać się lepszym tak aby na kolejnych zawodach zebrać tego plon w postaci wymarzonego wyniku. Bieganie uczy tego, że w drodze do celu trzeba być cierpliwym zdając sobie sprawę z tego, że upragnione wyniki nie przyjdą natychmiast.

To prawda, że na trasie biegu jest mnóstwo innych biegaczy, z którymi mierzymy się na trasie chcąc zająć jak najwyższe miejsce. Jednak tak naprawdę mierzymy się sami ze sobą z tym w jakim miejscu byliśmy jeszcze tydzień, miesiąc czy rok temu. Na przestrzeni całego sezonu biegowego walczymy też z naszymi słabościami, kontuzjami czy kryzysami formy. Gdy po całym sezonie spojrzymy na te wszystkie medale, które udało nam się zdobyć to utwierdzimy się tylko w tym, że nasza praca przynosi efekty przypominając sobie te wszystkie niezwykłe emocje, których doświadczyliśmy na trasach.

Te wszystkie medale powinny nas utwierdzać w tym, że ścieżka jaką podążyliśmy jest słuszna i choć na naszej drodze może pojawić się jeszcze wiele przeszkód to my nie cofniemy się już ani o krok. Bieganie to ciągły rozwój a ten w oczywisty sposób oznacza przekraczanie kolejnych swoich granic, które być może jeszcze jakiś czas temu wydawały się nam nieosiągalne. Gdy krok po kroku osiągamy te granice to nagle okazuje się, że jesteśmy zdolni zmierzać dalej. Coś co dawniej było dla nas limitem nagle staje się standardem i zaczynamy rozumieć jak wiele możemy osiągnąć wspinając się coraz wyżej po drabinie swoich możliwości.

Za każdym medalem stoi jakaś historia

Sam pamiętam moje początki przygody z bieganiem gdy po pierwszych treningach okazywało się, że wyzwaniem jest pokonanie biegiem dystansu 3 – 4 km. Wtedy nawet jeszcze nie myślałem o tym aby kiedyś startować w jakiś zawodach. Bieganie miało być po prostu sposobem na to aby wreszcie ruszyć się z kanapy i zadbać o siebie. Początki niewątpliwie były trudne aczkolwiek nie poddałem się i cały czas parłem przed siebie obserwując na początku dość skromne lecz z czasem coraz konkretniejsze postępy. Po kilkunastu tygodniach okazało się, że pokonanie 5 km to wcale nie jest takie wyzwanie jak mogło się na początku wydawać.

Mogłem zatem uznać, że granica moich możliwości wcale nie leży na tych kilku kilometrach tylko znacznie, znacznie dalej. Oczywiście już wtedy z podziwem patrzyłem na ludzi, którzy są zdolni przebiec maraton. Człowiek, który potrafił przebiec 42 km jawił mi się niczym prawdziwy heros, który tocząc zacięty bój przez wiele kilometrów dociera w końcu do mety. Nawet nie wyobrażałem sobie siebie mogące kiedykolwiek przebiec taki dystans i choć byłem pewien swoich możliwości co do rozwoju i biegania coraz szybciej oraz dalej to jednak czułem, że aż tak daleko to one mimo wszystko nie sięgają.

Życie lubi zaskakiwać o czym przekonałem się pod koniec 2018 roku a więc już przeszło 2 lata od rozpoczęcia mojej przygody z bieganiem. Za sobą miałem już wtedy kilka ukończonych półmaratonów a więc progres co do dystansów cały czas miał miejsce. Doszedłem zatem do etapu gdy kolejnym krokiem w naturalny sposób wydawał się być maraton, do którego mimo wszystko cały czas miałem pewne opory postrzegając go wręcz jako taki mityczny dystans. Wkrótce trafiłem na reklamę maratonu, który miałem wręcz pod nosem albowiem w kwietniu 2019 roku miał odbyć się w Krakowie. Start w Cracovia Maratonie z jednej strony budził obawy co do tego czy aby na pewno jestem już na to gotowy. Z drugiej strony rodziła się we mnie coraz większa ciekawość tego jak to jest zmierzyć się z królewskim dystansem.

Ta ciekawość finalnie zwyciężyła i jakoś tak się wszystko potoczyło, że dość szybko znalazłem się na liście uczestników.
Same przygotowania do maratonu i start w nim to w zasadzie materiał na osobną opowieść, na której spisanie z pewnością kiedyś będę musiał znaleźć czas. Póki co pokrótce mogę tylko powiedzieć, że ten start to była prawdziwa próba charakteru i walki z samym sobą o kolejne metry. Niska temperatura dodatkowo dotkliwie odczuwalna przez wiatr oraz ciągle padający deszcz a do tego ograniczenia własnego ciała, które zwłaszcza po wystawieniu na takie warunki atmosferyczne w którymś momencie coraz dotkliwiej odmawiało posłuszeństwa.

Nogi wyraźnie sygnalizowały, że już ani kilometra więcej a skrajnie wyziębiony organizm jasno dawał mi do zrozumienia, że najlepszym pomysłem byłoby jak najszybciej zejść z trasy. Był taki moment gdy w głowie coraz mocniej przebijała myśl, że to nie prawa się udać. Jednak wtedy właśnie zrozumiałem, że aspekt fizyczny to tak naprawdę w bieganiu nie wszystko. Już wielokrotnie wcześniej słyszałem, że na trasie przychodzi taki moment gdy niosą nas już nie nogi ale właśnie głowa jednak jakoś wcześniej nie rozumiałem do końca jak to działa.

Podczas tego pamiętnego pierwszego w moim życiu maratonu zrozumiałem to raz na zawsze doświadczając tej bitwy jaka rozgrywa się w głowie biegacza gdy dochodzi po prostu do pozornej ściany swoich możliwości. To ten moment gdy danie z siebie 100% może nie wystarczyć i jakimś magicznym sposobem trzeba wykrzesać te dodatkowe 10 czy 20% energii, która bierze się właściwie nie wiadomo skąd.

Gdy już szczęśliwie dobiegłem do mety to nie wiedziałem właściwie jak to się stało. Skąd ta dodatkowa energia, która pozwoliła pokonać ostatnie kilometry gdy wydawało się, że to koniec. Być może to doping tych wszystkich ludzi stojących przy trasie a może to pokrzepiające słowa innych biegnących na równi ze mną.

Jedno jest jednak pewne, chwili gdy ze łzami w oczach wbiegłem na metę i z dumą odebrałem swój medal nigdy nie zapomnę. To właśnie wtedy zrozumiałem, że ten medal już na zawsze będzie dla mnie symbolem osiągnięcia czegoś co kiedyś wydawało się nieosiągalne. To ten medal każdego dnia przypomina, że można poddawać się w walce o swoje marzenia bo faktycznie nasze ograniczenia istnieją przede wszystkim w naszych głowach. To nasze umysły z jednej strony mogą nas blokować w osiągnięciu tego czego pragniemy jednak mogą nas też nieść nawet poza horyzont naszych wyobrażeń pozwalając osiągnąć poziom, o którym nawet nie marzyliśmy. Niby to tylko medal i to jeden z wielu a jednak o takim znaczeniu.

Czy biegamy dla medali?

Patrząc to na z perspektywy kogoś kto amatorsko biega od paru lat mogę powiedzieć, że faktycznie w pewien sposób biegnie się również po medal. Fakt, że ma się namacalną pamiątkę tego co udało się osiągnąć stanowi nie tylko nagrodę samą w sobie ale jest dodatkową mobilizacją do tego aby dalej ciężko pracować. Spojrzenie na takie pięknie lśniący w słońcu medal uświadamia nam ile drogi już za nami a jednocześnie składa do refleksji nad tym ile jeszcze przed nami celów do zrealizowania.

Medal otrzymywany po biegu można było określić mianem takiej wisienki na torcie a to może nasuwać pytanie czym w takim razie jest sam tort. Najbardziej oczywistą odpowiedzią byłoby, że tortem jest nasza wynik zwłaszcza gdy widzimy po nim realny progres utwierdzający nas w tym, że praca na treningach przynosi efekty. Ja pokusiłbym się natomiast o stwierdzenie, że tortem jest tak naprawdę sam bieg bowiem może się wydawać, że biegniemy tylko po to aby być na mecie jak najszybciej i móc cieszyć się nowym rekordem życiowym na danym dystansie.

Jednak są takie biegi gdy człowiek chciałby się jak najdłużej delektować tą niezwykłą atmosferą towarzyszącą pokonywaniu kolejnych kilometrów w drodze do mety. Mówiąc wprost bieganie ma to do siebie, że sama droga do celu potrafi być równie fascynująca co ten właściwy cel, który chcemy osiągnąć. Koniec końców nasze wyniki, medale, poprawiająca się kondycja i sylwetka – to wszystko powinno się składać na nasze szczęście, po które biegniemy na tych wszystkich zawodach i podczas treningów.

Wracając jeszcze na koniec do samych medali to są one przede wszystkim pewnym symbolem. My ludzie już tak mamy, że symbole związane silnie z pięknymi emocjami i wspomnieniami mają dla nas szczególną wartość. Jednak nawet gdyby tych naszych medali kiedyś zabrakło jest coś czego nikt nam nie odbierze. Mowa właśnie o tych wszystkich wspomnieniach i emocjach, których medale są ucieleśnieniem no i oczywiście mowa o nas samych budowanych każdego dnia poprzez doświadczenia jakie gromadzimy biegając.